Monday 30 December 2013

Naked 3- kultowa paleta od Urban Dekay

Święta to magiczny czas, w którym spełniają się nasze małe przyziemne marzenia- ja miałam dwie zachciewajki, których zakup ciągle odkładałam w czasie tłumacząc sobie, że mam podobne, że nie potrzebuje itd...
Takimi moimi małymi marzeniami w 2013 roku był: róż bella bomba z firmy benefit, do którego zakupu przymierzałam się prawie rok- kupując po drodze trzy inne róże z tej firmy ;) (no tak kobieca logika...). Drugim chciejstwem była paleta cieni od Urban Dekay, ponieważ NAKED3 jest gamie kolorystycznej , która niezwykle mi odpowiada (występują w niej różne odcienie różu) postanowiłam zakupić ją zaraz po tym jak pojawiła się ona w hiszpańskiej Sephorze.


Cienie Urban Dekay są mi dobrze znane sama jestem posiadaczką palety cieni już od dłuższego czasu,  a ponieważ sprawdziła się ona niezwykle dobrze na moich powiekach w zeszłym roku moja mama znalazła paletę NAKED2 pod choinką- kiedy tylko jestem w Polsce zawsze podbieram jej te cienie, bo kolory są cudowne-złoto i brązy, które pasują do każdego makijażu, ale wróćmy do tematu posta...



Zapraszam do obejrzenia cieni i swatchy...

Friday 27 December 2013

Słodkości z LUSH- żel Snow Fairy

Już naprawdę po świętach?
No cóż wygląda, że minęło to świąteczne szaleństwo, bieganina po prezenty i radosne oczekiwanie dni do wigilii- trochę smutno, że tak szybko minęły te magiczne dni, ale przed nami jeszcze Sylwestrowe szaleństwo, a w Hiszpanii czeka nas przyjście Trzech Króli, którzy w niektórych hiszpańskich rodzinach zostawiają prezenty zamiast Mikołaja w dniu 25 grudnia...

Jednak pozostańmy jeszcze chwilę w klimacie świątecznym, lush'owym maniakom Święta Bożego Narodzenia na pewno kojarzą się z niesamowicie słodkim, limitowanym żelem pod prysznic, a mianowicie z  żelem Snow Fairy czyli śniegową wróżka...


Właśnie na ten słodki zapach skusiłam się ja będąc w Lush'u przed świętami i zakochałam się w tym produkcie od pierwszego  niuchnięcia różowego specyfiku.
Ten produkt na pewno nie jest dla jest dla osób, które nie lubią różu, a przesadzoną słodycz wolą obchodzić z daleka-ten żel jest słodki do bólu (!) począwszy od różowego płynu z kawałkami brokatu zatopionymi we wnętrzu, idąc przez różową etykietę na której narysowane są gwiazdeczki i kończąc na słodkim do bólu zapachu, który przypomina zapach gumy balonowej.

Wiem, że nie każdemu może przypaść do gustu ten zapach, ale my się polubiliśmy- co prawda nie stosuje tego żelu codziennie, bo obawiam się, że zapach ten mógłby mi się szybko znudzić, ale w weekendy sięgam po niego z wielką chęcią!


Żel pieni się całkiem przyzwoicie i mi starcza mała ilość produktu, którą mogę umyć całe ciało-zapach roznosi się w całej łazience, a nawet po kąpieli możemy wyczuć go na skórze. 
Jedynym minusem jest jego cena, bo prawie 13 euro za 250 ml buteleczkę to gruba przesada, ale myślę, że szybko tego specyfiku nie zużyje- żałuje tylko, że nie skusiłam się na 100 ml produktu, bo wtedy na pewno zdążyłabym go zużyć przed tym jakby mi się znudził.

Dla dociekliwych skład żelu:


Ja na stronie producenta wyczytałam, że w tym roku zmieniono formułę brokatu na inną, która jest bardziej przyjazna środowiskowi- jak dla mnie mogłoby go nie być, bo nawet po wstrząśnięciu jest na dnie butelki...
Raczej do siebie nie wrócimy, chyba że zatęsknię za tym specyficznym zapachem-póki co mam ochotę na coś innego o wiele bardziej ekonomicznego...

A wy używaliście tego kultowego produktu?

A już w następnym poście pokaże wam jeden z prezentów Bożonarodzeniowych, który sama  wybrałam i jestem bardzo zadowolona!!

Monday 23 December 2013

Podkład idealny? Recenzja podkładu HELLO FLAWNESS - Benefit

Mam nadzieje, że w przedświątecznej gonitwie znajdziecie chwilę na mój mały post- tym razem przychodzę do was z recenzją podkładu od firmy benefit, który otrzymuje same pozytywne recenzje w internecie, a na waszych blogach znalazłam opisy pełne zachwytów. 
To nie mogło się inaczej zakończyć, kiedy wykorzystałam mój podkład z bourjous już wiedziałam kto będzie jego zastępcą!
Markę benefit bardzo sobie cenię i mimo, że parę produktów trochę mnie rozczarowało i wolałabym o nich zapomnieć to jest parę cudów bez których nie mogę żyć! Podkład HELLO FLAWNESS OXYGEN WOW bez wątpienia do nich należy!


Kiedy wybieram kolor podkładu czy pudru dla siebie wolę zaufać sprzedawczyni niż sobie. chociaż raz się tym sposobem nieźle przejechałam, wybierając podkład kiedy moja twarz była po intensywnym okresie opalania- szkoda tylko, że po przyjeździe do Polski moja twarz od razu zbladła, a cera już nigdy nie powróciła (i nie powróci!) do takiego brązu...
Ale nie o tym miał być ten post, wracając do tematu wybrałam odcień I'm so money honey który idealnie stapia się z moją skórą tworząc cienką, lekko kryjącą warstwę.
Tak, dobrze czytacie lekko kryjącą ponieważ podkład nie należy do tych, którymi zakryjemy każde przebarwienie- ja na szczęście takich mam mało (piegi się nie liczą, bo ich wcale nie chce zakrywać!), więc podkład jest dla mnie idealny- na prawdę nie lubię efektu maski na twarzy, a podkładu wolę nie czuć na twarzy!


Producent obiecuje zdrowy i świetlisty wygląd dzięki temu, że formuła podkładu nie zawiera olei, a dzięki bogatej palecie barw z łatwością znajdziemy odcień idealnie pasujący do naszej karnacji.
Oprócz tego podkład nie zawiera parabenów, a jego formuła jest prawie bezzapachowa- w podkładzie znajdziemy za to filer słoneczny SPF 25, który jest w sam raz na dni okresu przejściowego, a także te zimowe  w których słońce wychyla się zza chmur (czyli coś na moją Barcelońską zimę).
Cena jest całkiem benefitowa i wynosi około 35 euro (w Polsce około 150 złotych za 30 ml.)- moim zdaniem ta cena jest całkiem w porządku, zwłaszcza jeśli wam tak jak mi podkłady starczają na długi czas...
Moim zdaniem warto wypróbować, zwłaszcza jeżeli poszukujecie czegoś lekkiego :))



Podkład zachwycił mnie wszystkim- od minimalistycznego designu buteleczki, która jest bardzo wygodna i ładnie wygląda na półce z kosmetykami, poprzez idealny kolor oraz krycie, które jest takim jakiego potrzebuje! 
Wytrzymałość też jest całkiem w porządku- jednak nie jestem w stanie dokładnie jej określić... ;)


Pozdrawiam i życzę wam Wesołych Świąt i udanych prezentów- ja już jeden prezent sama sobie sprawiłam, a jest nim moja wymarzona paleta Urban Dekay Naked3, którą możecie zobaczyć na moim Instragramie.

A wy próbowaliście już tego podkładu? A może macie innych ulubieńców-koniecznie napiszcie o nich w komentarzach?

Thursday 19 December 2013

Koralowe szaleństwo czyli o nowej szmince Max Factor...

Dopiero się zgłębiam w szminkowy świat, bo od zawsze wolałam błyszczyki- takie mało widoczne tylko lekko nabłyszczające usta- ale ostatnio chyba trochę dorosłam i zapragnęłam koloru na ustach...
Szminka ma parę punktów przewagi nad błyszczykiem- po pierwsze trzyma się na ustach dłużej niż błyszczyk, nie trzeba jej ciągle poprawiać, nie klei ust, a jej kolor jest intensywniejszy.
W poszukiwaniu szminki idealnej wycieczkę rozpoczęłam wędrując po średniej półce cenowej, a moją uwagę zwróciła koralowa szminka  Bewitching coral nr.827 z firmy Max Factor- która prezentuje się całkiem, całkiem za kwotę, na którą mogę sobie pozwolić w ramach małej przyjemności.


Czy jestem z niej zadowolona i jak wygląda na ustach ? Tego się dowiecie w tym poście !

Sunday 15 December 2013

Maseczka Oatifix- nawilżenie idealne? Recenzja

O masce do twarzy OATIFIX z firmy Lush słyszałam wiele dobrego właśnie na waszych blogach- dlatego też kiedy wybrałam się do tego domu kosmetycznej rozpusty nie zastanawiałam się długo tylko bezpośrednio poprosiłam o maseczkę Oatcośtam- na szczęście zostałam zrozumiana przez pana sprzedawcę, a maseczka, którą dostałam przerosła moje najśmielsze oczekiwania!
Jesteście ciekawi mojej opinii? 

 Zapraszam!

Wednesday 11 December 2013

Grudniowe zakupy kosmetyczne

Hej!
Ostatnio pokończyło mi się parę rzeczy i musiałam wybrać się na zakupy kosmetyczne- nie żebym narzekała, bo w sumie każda z nas lubi kupować- a jeżeli produkty kupimy w niższych cenach to wtedy zakupy są podwójnie udane! ;)
Wybrałam się do dwóch drogerii, jedną z nich była dobrze nam znana Sephora do której miałam 10 % zniżki dzięki karcie stałego klienta, a drugą był sklep Druni, który w swej ofercie ma produkty typowo drogeryjne, kolorówkę z trochę niższej półki tj. Max Factor, Astor etc., ale w sklepie znajdziemy też marki selektywne takie jak Estée Lauder czy Clinique- w tym sklepie też załapałam się na parę ofert, ale o tym opowiem wam w dalszej części posta.

Zapraszam!

Monday 9 December 2013

Zakupy w Lush- peeling RUB RUB RUB

Czybym wpadła w Lush'ową manię? Nie nie musicie mi odpowiadać na to pytanie- przecież to jasne, że tak.
Zaczęło się skromnie od galaretkowatego żalu do mycia i skromnego peelingu do twarzy, jednak kosmetyki tak mi się spodobały, że korzystając z ostatniej wypłaty postanowiłam się zaopatrzyć w trochę więcej rzeczy- na zdjęciu nie załapała się maska do twarzy, ale możecie być pewni, że opowiem wam o niej w jednym z kolejnych postów!
Sprzedawca w sklepie był tak miły, że kiedy powiedziałam mu, że szukam peelingu do ciała nie omieszkał wypróbować na mojej ręce wszelkich skrobaczy i balsamów, a ja przez chwilę poczułam się jak w Spa. W ostateczności skusiłam się na limitowany żel Snow Fairy, który pachnie cudownie, galaretkę do ciała Dulce Placer, scrub do ciała RUB RUB RUB oraz maskę do twarzy Oatfix przy zakupie dostałam trzy próbki, ale o nich opowiem wam w trochę dalszej części posta!


W dzisiejszym poście opowiem wam o peelingu RUB RUB RUB, który skradł moje serce. 

 Jesteście ciekawi?